środa, 26 maja 2010

Wtorkowa, cygańska fiesta

Mieszkam w dość starej, biednej części Alicante, nie pozbawionej jednak uroku. Tak jak lubiłam swoją specyficzną dzielnicę we Wrocławiu, tak też ta prezentuje się dość specyficznie co dla mnie oznacza, ze jest dość interesująco.
Takie mam widoki z tarasu na jedna stronę dzielnicy:
W zeszły wtorek siedziałam sobie na tarasie odrabiając pracę domową z hiszpańskiego gdy nagle podjechały dwa auta i rozległa się głośna muzyka flamenco.
Nic nie zapowiadało, ze zaraz zacznie się klaskanie w rytm flamenco, tupanie i śpiewy.
Co ciekawe była to tylko męska impreza, a panie sąsiadki z naprzeciwka mogły jedynie sobie popatrzeć, co też skwapliwie czyniły.
Uwielbiam taką spontaniczną zabawę przy minimum nakładów. Panowie wytworzyli niesamowitą, pulsującą energię. Ot tak, bo mieli ochotę się spotkać, pogadać i trochę muzyki pograć i posłuchać.
Obejrzałam sobie jeszcze zachód słońca do dźwięków flamenco, a panowie rozeszli się ok 24.00.

2 komentarze:

  1. ale Ci tam dobrze ... ech ...

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam flamenco!
    Już szósty rok uczę się je tańczyć :)
    Sama chciałabym mieszkać w Andaluzji.
    Będę tu częściej zaglądać :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń