czwartek, 14 kwietnia 2011

Pierwszy gorący weekend

Podobno fala upału znad Sahary była przyczyną pierwszego upalnego weekendu w Ali. Temperatura skoczyła do ponad 30 stopni. Po śniadaniu udaliśmy się na plażę aby nacieszyć ciała gorącym słońcem. Tłumów nie było na mojej ulubionej plaży San Juan tak samo jak nie było jeszcze wiklinowych parasoli i leżaków. Byli za to odważni, którzy kąpali się w morzu. Weszłam do wody po kolana i stwierdziłam, że dałoby się wykąpać jakby mi się baaardzo chciało :) Ale aż tak nie chciało :)

W niedzielę, jak to mamy już w zwyczaju, wsiedliśmy na rowery i popedałowaliśmy nad morze. Dzień był na tyle gorący, że niektórzy postanowili pozbyć się ubrań.

Spodobało mi się oznakowanie toalet w barze, w którym się zatrzymaliśmy na chwilę. Drzwi oznaczono nazwami ryb i owoców morza zgodnie z ich męskim lub żeńskim rodzajem.

toaleta męska:

toaleta damska:

niedziela, 6 marca 2011

Karnawał 2011

W zeszłym roku nie wiedziałam czego się spodziewać po ostatniej sobocie karnawału ale w tym roku z pełną determinacją wyszliśmy na miasto po 24.00 (dopiero o tej godzinie ludzie wychodzą na miasto) aby podziwiać kreatywność i poczucie humoru Hiszpan.
Pogoda w tym roku była lepsza więc przebierańców i gapiów było więcej. Na głównej ulicy miasta postawiono 2 sceny - po jednej na każdym końcu. Zespoły zachęcały do zabawy.
Polecam obejrzeć do samego końca :)

środa, 2 marca 2011

...i tak minął rok

Tak, tak, to już rok. Zajrzałam do swojego pierwszego posta i się uśmiechnełam. Moja hiszpańska przygoda przeszła moje najśmielsze oczekiwania, nie dość, że mój pobyt tu się wydłużył to jeszcze znalazłam miłość. Zmiany są dobre i nie należy się ich bać.

Sylwester był rozczarowujący. Spodziewałam się hucznej, ulicznej imprezy jakich tu masa, ale nie wiedzieć czemu akurat w Sylwestra za dużo się nie działo, ludzie się pochowali, więc o północy popiliśmy cavą 12 winogron i wróciliśmy do domu całkiem rozczarowani :)
Ten zwyczaj z winogronami to taki highlight wieczoru dla mnie był. Z każdym uderzeniem zegara o północy należy zjeść 1 winogrono, uderzenia następują szybko po sobie więc pod koniec ma się w buzi prawie kiść :)
W styczniu wyprowadziliśmy się z wiejskiego domu do miasta i jestem zachwycona, że mogę się poruszać na piechotę, że jestem wśród ludzi i że wszędzie mamy blisko. Kupiliśmy wózek na zakupy i w czwartki rano pomykam na pobliski targ po świeże warzywa (fasolka szparagowa o boskim smaku fasolki szparagowej jak za dawnych czasów!). Sobotni spacer do centrum na kolację to niemała dla nas radość, rzecz banalna ale po miesiącach życia na końcu świata to duża frajda. Tego wiejskiego rozdziału oczywiście nie przekreślam, lato było cudowne, ponieważ sąsiadów można było podglądać tylko za pomocą teleskopu oznaczało, że czuliśmy się wolni i niczym nieskrępowani. Nocne pływanie na wodnych fotelikach w basenie gapiąc się na gwieździste niebo z kieliszkiem cavy w ręku nie zapomnę nigdy :)

Wiosenna Altea

I na koniec zagadka. Co jest nie tak z tymi znakami drogowymi? :)