Nie miałam ostatnio natchnienia do pisania głownie dlatego, że przyjechały koleżanki z Krakowa i czas tak uroczo minął nam, że jak wyjechały to 2 dni do siebie dochodziłam po, eee...odpoczywaniu, gadaniu i ponownym odkrywaniu okolic :) W weekend ten po raz pierwszy w tym roku wykąpałam sie w morzu. Było cieplejsze niż Bałtyk latem chociaż dla większosći tubylców nadal za zimne na kąpiele.
W sobotę, w drodze na plażę, trafiłyśmy na pochód 1 majowy, a właściwie jego końcówkę, przez ulicę przechodziły różne grupy zawodowe, związki zawodowe, młodzieżówki etc., jak na przykład ta komunistyczna. Nóż w kieszeni sie otwierał jak się na nich patrzyło i miałam niepohamowaną ochotę wykrzyczenia do nich "młodzieży, nie idźcie tą drogą" Ucieszyło mnie natrafienie na sobowtóra Nixona (psa mojej mamy), który też brał udział w pochodzie. Prawdziwy pies Nixon nie ma tyle poważania dla ludzi ale ten ewidentnie poczuł więź z uciskanym ludem. Pies mojej mamy ma zdecydowanie kapitalistyczne ciągoty i w jego psim świecie to on jest panem, a ludzie służą mu.
Zdaje sie, że nie było to pierwsze spotkanie Nixona i Che Guevary.
Następnego dnia wybrałyśmy sie do Altei. Altea to urocza wioseczka oddalona jakąś 1h 40min pociągiem z centrum Alicante. Wiosną i latem ożywia i staje sie piekna, bo kwitną najróżniejsze kwiaty. Kręte uliczki prowadzą do góry do kościoła z urokliwą kopułą.
Ale trzeba też uważać, bo różne niespodzianki kryje to miasteczko...
No wreszcie rozszyfrowałam co zrobić, żeby tu coś napisać. No Karola, bravo!!!
OdpowiedzUsuńjest Kuleczka!! hura
OdpowiedzUsuń